“Szczęście przychodzi niespodziewanie, mimo że czasami nawet nie zdajemy sobie z niego sprawy. Wydaje nam się, że jeden błąd może przekreślić całe życie i że świat nam się zawalił. Ale upadamy tylko po to, by podnieść się silniejsi. Czasami trzeba zrobić kilka kroków do tyłu, by nabrać rozpędu i przeskoczyć przez przeszkody, które stawia nam los. Ten, wydawałoby się “koniec świata” może się okazać dopiero początkiem. A błąd, który miał przekreślić nasze życie - największym szczęściem.”
Do szpitala zaczęli się schodzić wszyscy przyjaciele chłopaka. Kto by przypuszczał, że po tym co zrobił będzie mieć ich tak dużo.
Może po prostu mu współczuli?
Ale czy mieli czego?
Był szczęśliwy z Ludmilą, w tej chwili wypadek nie szczególnie go obchodził. Nie czuł nawet bólu, a jedynie szczęście, że znów jest obok. Znów ją ma na własność, dla siebie tylko tym razem nie mógł jej stracić. Było to egoistyczne, zdawał sobie z tego sprawę, ale nic nie mógł na to poradzić. A podobno miłość jest zaprzeczeniem egoizmu.
Tym czasem w szpitalu było coraz więcej osób, każdy chciał się dowiedzieć jak najwięcej. Na swój sposób martwili się o chłopaka. Nie pojawił się jedynie Leon, który prawdopodobnie nie chciał być w tym samym miejscu co Violetta i Diego. Dziewczyna zaś starała się być jak najdalej od szatyna, który ciągle chciał z nią rozmawiać. Brakowało również Natalii, ale nikt nie mógł jej za to winić. Musiała się spakować, za kilka godzin miała mieć samolot.
Najbardziej jednak zdziwił Ludmile widok Leny. Myślała, że dziewczyna też wyjeżdża, a zdrowie chłopaka nie bardzo ją interesuje. Myliła się, bo nie wiedziała nawet, że ona go kocha, na swój specyficzny sposób. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z tego, że z nią też chłopak miał romans, ale żadnej z dziewczyn nie traktował poważnie, one jego zresztą też. Blondynka podeszła do Ludmili i nieśmiało się uśmiechnęła.
Najbardziej jednak zdziwił Ludmile widok Leny. Myślała, że dziewczyna też wyjeżdża, a zdrowie chłopaka nie bardzo ją interesuje. Myliła się, bo nie wiedziała nawet, że ona go kocha, na swój specyficzny sposób. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z tego, że z nią też chłopak miał romans, ale żadnej z dziewczyn nie traktował poważnie, one jego zresztą też. Blondynka podeszła do Ludmili i nieśmiało się uśmiechnęła.
- Mogę porozmawiać z Federico? – zapytała trochę niepewnie. Dziewczyna pokiwała głową i wpuściła ją do środka. Nie była pewna czy robi dobrze, ale w razie czego może ją wyprosić. Miała jeszcze większe wątpliwości, kiedy zobaczyła wyraz twarzy Włocha. Blondynka była trochę smutna, podeszła bliżej i usiadła na krześle obok jego łóżka.
- Nie bój się, nie przyszłam się na ciebie złościć i wściekać. Szkoda mi na to czasu. Przyszłam się pożegnać – zaczęła z lekkim uśmiechem. Nagle jej wzrok powędrował w stronę Ludmili. Brunet od razu zorientował się o co chodzi. Pokręcił przecząco głową.
- Jeśli masz mi coś do powiedzenie to mów przy niej. Nie mamy przed sobą tajemnic – puścił jej oczko i szeroko się uśmiechnął. Nie ogłosili jeszcze oficjalnie, że są znów razem, ale Lena od razu domyśliła się tego. Cicho westchnęła i powoli odwróciła twarz w stronę chłopaka.
- Prawdopodobnie więcej się nie zobaczymy, co zapewne ci odpowiada. Nati dostała szanse w związku ze swoją karierą. Wyjeżdżamy dziś do Hiszpanii. – tłumaczyła zamyślonym wzrokiem. W tym momencie do pokoju wpadł Maxi. Wyglądał na przestraszonego, jakby przyszedł odwiedzić martwego Federico i nie wierzył, że jemu nic nie jest. W rzeczywistości nie o to chodziło. Usłyszał jej ostatnie słowa i dotarło do niego, że może na zawsze stracić Natalię. Tego by nie zniósł. Uniósł wzrok na Lenę, która patrzyła na niego zszokowana.
- Wyjeżdża? – spytał. Na początku nie mogła zorientować się o co chodzi, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, że mówi o jej siostrze.
- Samolot mamy za godzinę. – oznajmiła, a on nie czekając na dalsze wyjaśnienia wybiegł ze szpitala. Jeszcze przez chwilę patrzyła na zamykające się za nim z trzaskiem drzwi. Cała trójka wyglądała na równie zdziwionych. Nagle Fede jakby zrozumiał wszystko i uśmiechnął się sam do siebie. Odwrócił się do Leny i lekko ścisnął jej dłoń.
- Przepraszam, że cię tak zraniłem. Nie wiem czy jest szansa na to, że mi kiedyś wybaczysz. Nie powinienem się był Tobą bawić, ale zmieniłem się. Wiem, że dla ciebie to niewiele znaczy, ale pragnę się zmienić i mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie do końca życia, bo może zobaczymy się jeszcze nie raz – powiedział szczerze. Teraz czuła się zagubiona. On ją przeprosił. Federico nigdy nikogo nie przepraszał. Nigdy nie żałował. Traktował to tak jakby wyświadczał dziewczynie przysługę, że mogła się z nim przespać. Spędzić krótką chwilę w jego obecności. Jakby był księciem, a reszta to tylko wzdychający do niego poddani. Za to też go nienawidziła. Nie lubiła być traktowana jak nic nieznacząca dziewczyna. Była samodzielna, silna i nie potrzebowała łaski. Szczególnie od niego. Zmarszczyła brwi i cicho westchnęła. Nie mogła się teraz znów na niego złościć. Przyszła, aby pożegnać się z nim w spokoju.
- Kocham Cię. Wiem, że dla ciebie to nic nie znaczy, ale nienawidzę cię za to, że ty mnie nie kochasz. Mogę ci wiele wybaczyć, ale nie brak miłości. Żegnaj. – szepnęła i nachyliła się do niego. Zapomniała całkiem o obecności blondynki, która i tak niewiele dla niej znaczyła. Nie pocałowała go jednak w usta, w ostatniej chwili czule musnęła jego policzek i z płaczem wyszła z sali.
Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien być przy Federico, w końcu to jego przyjaciel. Nie potrafił się jednak zmusić, aby pójść do szpitala, w którym w każdym momencie mógł natrafić na Violettę. Zaczęła by się tłumaczyć, a nie miał najmniejszej ochoty tego słuchać. Teraz były to dla niego nic nieznaczące słowa, wydobywające się z jej ust. Kiedyś każde słowo, było jak skarb, teraz jak trucizna. Zabijało go powoli, od środka. Spacerował parkiem. Była już późna jesień, więc z drzew pospadały wszystkie liście, tworząc niezwykłą barwę kolorów. Lubił tę porę roku, kiedyś mu przeszkadzało zimno, ale nie teraz. Prawie go nie czuł. Był ciepło ubrany, a park był prawie pusty. Nie chciał za dużo o tym wszystkim myśleć, więc starał się skupić na otaczającej go przyrodzie. Szumie liści pod jego stopami. Przychodziło mu to jednak z trudem. Wszystko przypominało mu Violettę. Widział ją na ławce, na której często siadali i patrzyli na rzekę przed nimi. Widział ją uciekającą pośród drzew. Czas jakby się cofnął w czasie. Była wiosna, a on ją gonił. Upadli razem na trawę i namiętnie się pocałowali, śmiejąc przy tym. Oczywiście było to zanim poznała Diego. Schował ręce do kieszeni dżinsów i spuścił głowę, nie chcąc więcej widzieć jej w żadnej z otaczających go rzeczy. Poczuł, że traci zmysły, kiedy usłyszał czyjś śpiew. Jak zahipnotyzowany poszedł w tamtą stronę, sam nie wiedział czemu. Na początku myślał, że to Violetta. Uwielbiał jej śpiew, ale skoro mogła być to ona, a on jej unikał, to czemu szedł w tamtą stronę? I nagle zrozumiał, że to nie ona. Poczuł ulgę i smutek. Podświadomie chciał, żeby to była ona. Pragnął usłyszeć jej śpiew i aby powiedziała mu, że źle to zrozumiał, a ona nigdy nie pocałowała Diego. Śmielej podszedł do dziewczyny, która zdawała się go nie słyszeć. Usiadł obok niej na ławce i dotknął jej ramienia, a ona podskoczyła.
- Leon, przestraszyłeś mnie – powiedziała zła na niego – Nie podkradaj się tak do mnie nigdy więcej. – mimowolnie się zaśmiał.
- Nie wiedziałem, że jestem tak straszny – powiedział rozbawiony. To dziwne, że był tak smutny, a po chwili przy niej znów mógł się śmiać, a problemy jakby zostawił za sobą. Tak działała na niego Francesca. Nie potrafił określi, kiedyś stali się sobie tak bliscy, ale cieszył się, że ma ją obok. Mógł na nią liczyć, a to w tej chwili było dla niego ważne.
- Nie jesteś, po prostu myślałam, że to ktoś inny – powiedziała trochę smutna, co nie uszło jego uwadze. Przyjrzał się jej dokładniej. Zmarszczył brwi.
- Boisz się kogoś? – spytał niepewnie. To wydawało się niedorzeczne, a jednak nie zaprzeczyła. Pokiwała głową.
- Nie chce spotkać się z Marco. Nie mam już na to siły. On znów próbuje się do mnie zbliżyć, walczyć jakbym była jego własnością. Boję się, że w końcu mu wybaczę, a nie chce tego. Nie po tym wszystkim. Ja… Ja go już nie kocham – powiedziała z trudem. Leon nie wydał się zaskoczony. Trudno kochać osobę po czymś takim, ale przecież on nadal kochał Violettę.
- Wiem co czujesz. – spojrzała na niego i jego zbolałą minę
- Wydarzyło się coś między Tobą, a Violettą? – spytała cicho.
- Zdradziła mnie. Pocałowała się z Diego i nawet nie zamierzała mi o tym powiedzieć. Pewnie nie zrobiłaby tego, gdybym przez przypadek nie usłyszał jej rozmowy. Powinienem wiedzieć od razu, wtedy… - zacisnął ręce w pięści.
- Wtedy co? Pobiłbyś go? Zabronił zbliżać się do Violetty? To by nic nie zmieniło. Nie chciałam ci tego mówić, ale oni i tak znaleźli by sposób, aby się do siebie zbliżyć. Violetta od dawna nie była szczęśliwa w waszym związku, podobnie jak ty. Widziałam jak patrzy na Diego, nie zmienisz tego. To co było między wami kiedyś, już się wypaliło. Czas spojrzeć w przyszłość tak jak zrobiłam to ja. – powiedziała ściskając jego dłoń. – Musisz zapomnieć.
- Jak można zapomnieć o osobie, która była najważniejszą częścią w Twoim życiu?
- Tak jak powiedziałeś, była. Ludzie się zmieniają, Leon. Ty też się zmieniłeś. – zastanowił się nad jej słowami. Miała rację. Zmienił się, ale nie przy niej. Kiedy była obok, był tym samym uśmiechniętym, pełnym życia Leonem. No może nie teraz, ale jej słowa sprawiły, że poczuł ulgę. Musiał z kimś porozmawiać, komuś się wyżalić. Tylko co miało to zmienić? Kiedy nie będzie jej obok on znów stanie się niedostępny, zamknięty w sobie, smutny i zamyślony. Przede wszystkim samotny. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się. Rozluźnił rękę i splótł ich palce razem.
- Dziękuje.
~~~~
Biegł najszybciej jak potrafił. Czuł zmęczenie, ale nie zważał na to, nawet to, że zaczął padać deszcz nie przeszkadzało mu za bardzo. Z każdą chwilą był coraz bardziej mokry, ale nie liczyło się to dla niego. Jedyne co się liczyło to ona. Przez korki na drodze szybciej było dobiec niż dojechać, a liczył się czas. Chciał się znaleźć przy niej jak najszybciej, spróbować przekonać, aby została dla niego. Tak dla niego. Nigdy nie był pewny swoich uczuć. Gdy jego przyjaciele byli zakochani i pewni, że ich dziewczyny są niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju on błądził, bo nie czuł czegoś takiego do Camili. Okłamywał sam siebie, że potrzebuje czasu. Dopiero teraz zorientował się jak bardzo się mylił. Nie potrzebował czasu, a innej dziewczyny, bo to nie Camila była tą jedyną.
Jak mógł tego nie zauważyć?
Na dodatek teraz mogło już być za późno. Co jeśli ona już wyleciała? Co jeśli nie zechce zostać? Może za długo czekał, a najgorsze jest uczucie, że przecież ona może go nie kochać. Nie tak jak on ją. Kocha ją, pierwszy raz był tego całkiem pewien. Kto by pomyślał, że wystarczyła świadomość, że nie zobaczy jej już nigdy, aby zrozumiał jak wielkim uczuciem ją darzy. Codziennie na nią patrzył i nie zdawał sobie prawy z tego jak jest wyjątkowa, a dziś kilka razy prawie wpadł pod samochód, bo przebiegał na czerwonym świetle, aby tylko mógł na nią jeszcze raz spojrzeć ze świadomością, że to najwspanialsza dziewczyna na świecie. Wpadł na lotnisko i zaczął szukać jej wśród tłumu. Zobaczył tabelę wylotów i pobiegł w odpowiednie miejsce. Stanął na środku sali i zaczął się rozglądać. Kiedy zaczynał tracić nadzieję, że ją jeszcze zobaczy, dostrzegł wśród tłumu jej piękne, czarne, falowane włosy. Zaczął biec w tamtą stronę, przepychając się wśród tłumu. Usłyszał kilka obraźliwych uwag skierowanych w jego stronę, ale nie przejął się nimi. Dziewczyna, którą gonił zaczynała wchodzić do samolotu. Krzyknął za nią, a ona odwróciła się w jego stronę całkiem zaskoczona. Nie chciała pożegnań, więc z każdym rozmawiała już wczoraj, ale jego się tu nie spodziewała. Z nim jako jedynym się nie pożegnała, bała się spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że więcej go nie zobaczy. Wiedziała, że zaczęła by przy nim płakać, a tego nie chciała. Stanęła w miejscu, a on po chwili dobiegł do niej. Był cały mokry, z czapki skapywały mu krople deszczu, ale on zdawał się tego w ogóle nie zauważać. Ubranie się do niego lepiło, przez co trudniej było jej się skupić na jego słowach. Mówił coś do niej, ale ona dopiero po chwili oprzytomniała i spojrzała mu w oczy, zawstydzona.
- Mówiłeś coś? – spytała starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. Nie wiedziała czy jej się to udało. Nie potrafiła być przy nim obojętna, nawet jeśli dla niego nic nie znaczyła. Nadal pamiętała jego rozmowę z Camilą, którą usłyszała. W uszach słyszała jego zapewnienie, że nic dla niego nie znaczy.
- Tak. Pytałem cię, dlaczego mi nie powiedziałaś o swoim wyjeździe – powiedział pretensjonalnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Uznałam, że to dla ciebie nic nie znaczy, tak jak i ja. Nie było sensu o tym rozmawiać, ponieważ jestem pewna, że nie zrobi ci to wielkiej różnicy czy wyjadę, czy zostanę.
- Gdyby nie było to dla mnie ważne nie stałbym tu teraz przed Tobą. Nie pobiegłbym do ciebie, byle by choć usłyszeć Twój głos. Przybiegłem jak tylko się dowiedziałem, aby cię poprosić, abyś jednak została – powiedział. Przez chwilę stała zszokowana. Chciał, aby została?
- Nie uważasz, że jest już za późno? Nie mam dla kogo tutaj zostać. – powiedziała po chwili niezręcznej ciszy, która dla nich dłużyła się w nieskończoność. W jego oczach ujrzała smutek.
A może tylko się jej zdawało?
Nic nie odpowiedział. Zawiodło ją to, ale nie dała tego po sobie poznać. Nic dla niego nie znaczyła, wiedziała to od dawna.
- Skoro jednak przyszedłeś się pożegnać, to żegnaj, bo nie zobaczymy się więcej – powiedziała. Poczuła jak od powstrzymywanych przez nią łez szczypią ją oczy. Szybko się odwróciła na pięcie i zaczęła wchodzić. Wtem ktoś ją złapał za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę z taka siłą, że rękoma uderzyła w jego klatkę piersiową. Spojrzała na chłopaka, którego wyraz twarzy się zmienił. Stał się pewny, zadziorny, zawzięty, z domieszką bólu i pożądania, co ją przestraszyło i niezmiernie zaskoczyło.
- Nie na takie pożegnanie liczyłem – usłyszała, ale nie zdołała odpowiedzieć. Poczuła jego usta na swoich. Najpierw delikatnie, później z coraz większą pewnością i stanowczością. Przez chwilę nie wiedziała co powinna zrobić, szybko jednak oplotła ręce za jego szyją i odwzajemniła pocałunek. Poczuła przez przemoknięte ubrania ciepło jego ciała, które wręcz ją parzyło. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Świat mógłby przestać istnieć. Liczyli się tylko oni. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Niechętnie się od niej odsunął i spojrzał jej w oczy. Jego brązowe oczy pociemniały i stały się prawie czarne. Nie wiedziała co powiedzieć. Czekała na tę chwilę całe życie, a kiedy ona nadeszła nie umiała otworzyć ust. Być może czekała, aż on wykona pierwszy krok. Uśmiechnął się prawie niezauważalnie.
- Przepraszam, że dopiero teraz. Byłem zagubiony, nie wiedziałem co do Ciebie czuję. Teraz wiem. Kocham Cię, Natalio – powiedział ręką gładząc jej zaczerwieniony policzek.
- Ale Camila… - wyjąkała. Cicho westchnął.
- Camila to moja przyjaciółka. Zerwę z nią. Wiem, że ona coś do mnie czuje i chciałem się przekonać czy ja mogę poczuć to samo, ale się nie udało. Nigdy nie poczuję do niej tego co czuję do ciebie. Tylko zostań – poprosił. Chwilę się zastanawiała. Najdłuższa minuta w jego życiu.
- Nie mogę. Nie mogę zostać, jest już za późno.
~~~~
Nie raz próbowała się skontaktować z Leonem. Dzwoniła do niego co chwilę. Nie dziwiła się, że nie chce z nią rozmawiać, ale jednocześnie miała do niego o to żal. Musiała mu wszystko wytłumaczyć i nawet jeśli za późno jest, aby ratować ten związek, chciała uratować ich przyjaźń. On była dla niej ważny, nie ważne ile rzeczy i osób zaczęło ich dzielić. Zawsze był i będzie częścią jej życia. Częścią, o której nie chce zapominać. On teraz jej nienawidził, a ta świadomość ją bolała, bardziej niż cokolwiek innego. Nie potrafiła sobie z nią poradzić, dlatego też nieustannie starała się z nim skontaktować. Poszła nawet do szpitala, nie dla Federico, a w nadziei, że go tam spotka. Zamiast tego spotkała Diego. Jego też nienawidziła, za to, że popsuł jej związek. Za to, że pojawił się w jej życiu, a nawet za to, że żył. Nienawidziła siebie jeszcze bardziej, że mimo tego ile uczynił, ona go kochała. Ale postanowiła, że wyprze się tego uczucia. Ukarze sama siebie. Nie pozwoli sobie na szczęście, skoro przez nią Leon jest nieszczęśliwy. Najgorsze było to, że nie wiedziała jak to zmienić. Diego był ciągle obecny, jak duch, który ją obserwuje i ciągle jest przy niej. Czuła jego obecność i nie mogła uwierzyć w to, że cieszyło ją to, a jego obecność ją uspokajała. Pozwalało jej to wierzyć, że wszystko może być dobrze. Ale nie może, jeśli Leon jej nie wybaczy. Szła parkiem, w którym kiedyś często przebywali. Nienawidziła jesieni. Zimno i szaro, nie wiedziała co ludzie widzą w tej porze roku. Park był pusty, co nie bardzo ją zdziwiło. W taka pogodę, każdy siedzi w domu. Przynajmniej przestało padać, ale na wszelki wypadek wzięła swoją fioletową parasolkę. Usiadła na ławce, ku jej zaskoczeniu wcale nie mokrej. Spojrzała na rzekę przed nią, kiedyś uwielbiała tu przychodzić i mogła patrzeć na to godzinami. Nic dziwnego, było to ich miejsce. Jej i Leona. Pamiętała ich zakochanych, siedzących obok siebie. Ona opierała głowę na jego ramieniu, a on bawił się jej włosami. Mówił coś, a ona uważnie go słuchała, czasem się śmiała, gdy udało mi się ją rozśmieszyć. Poprawił jej humor, gdy nie czuła się najlepiej, albo za bardzo przejmowała się sytuacją w domu. Doradzał i zawsze był gotów jej wysłuchać. Teraz nie mogła uwierzyć, że siedzi tu sama, potrzebuje go, a jego przy niej nie ma. Tak wiele się zmieniło. W domu nie było najlepiej, a mimo to, ona nie potrafiła o tym myśleć. Przychodziła do domu i zamykała się w pokoju, nie chcąc nikogo tam wpuszczać. Nikogo też przecież nie obchodziła, więc nikt nie chciał tam wejść. Od kilku tygodniu potrafiła myśleć tylko o Diego i Leonie. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatnio rozmawiała z Ludmilą i nagle poczuła potrzebę porozmawiania z kimś, kimkolwiek. I jakby wedle jej życzenia obok pojawił się Diego. Usiadł po drugiej stronie ławki.
- Nie wyglądasz najlepiej. Wszystko dobrze? – spytał troskliwie. Prychnęła. Mimo wszystko był ostatnią osobą, z którą chciała rozmawiać o swoich problemach. Chodziło też o niego, a nie mogła powiedzieć mu jak jej zależy. Nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem.
- Było dobrze, zanim pojawiłeś się w moim życiu. Żałuję, że to się stało. Chciałabym cię nigdy nie spotkać – powiedziała chowając twarz w dłoniach. – A ty uwielbiasz patrzeć jak cierpię i nie możesz mnie nawet na chwilę zostawić samej. Śledzisz mnie? – spytała podnosząc na niego wzrok. Chłopak się zaśmiał.
- Idę za biciem swojego serca i zawsze trafiam na ciebie – zażartował. – Martwi mnie, że ciągle jesteś smutna. I nie, nie lubię patrzeć jak cierpisz. Wręcz nienawidzę, w takich chwilach chciałbym się przybliżyć i mocno się przytulić, ale wiem, że ty mi na to nie pozwolisz. Czuję się przez ciebie bezsilny.
- Jak ty dobrze mnie znasz – pokręciła głową z irytacją. – Nie pozwolę ci mnie przytulić, ani nigdy więcej do mnie za bardzo zbliżyć.
- Nie rozumiem cię. Wiem co do mnie czujesz, chyba każdy zdołał już to zauważyć. Ale ty mimo tego się ciągle wypierasz. Wiesz, że cię kocham i czekam tylko na to, aż ty zrozumiesz, że nie ma sensu uciekać od tego uczucia. Cierpisz, bo z całych sił starasz się wyprzeć to co do mnie czujesz.
- Mylisz się – wyszeptała – Wiem co do ciebie czuję, ale nie zasługuję na to. Nie chce, abyś mnie kochał, ani abym mogła być z Tobą, bo wtedy Leon by cierpiał. Każde jego cierpienie jest moją winą, a nie zasłużył na to. Dlatego nie możemy być razem i nigdy nie będziemy. Nie możemy być egoistyczni, ja nie mogę. Nie jego kosztem. – powiedziała wstając z ławki – I proszę cię, abyś przestał za mną chodzić, bo to bezcelowe. Nie zmienię zdania – dodała stanowczo. Odeszła zostawiając go po raz kolejny samego. W tym momencie zaczął podać ulewny deszcz, a on nie miał nic przy sobie. Nie ruszył się jednak z miejsca, pozwolił, aby krople deszczu bezustannie spadały na jego idealnie ułożone włosy i czyste, pasujące do siebie ciuchy. Myślał o jej słowach. Przyjechał tu, aby odnaleźć ojca, a zamiast tego ugania się za dziewczyną, która dla odmiany przed nim ucieka.
Może pora z tym skończyć?
Moje :*
OdpowiedzUsuńLena, nie lubie jej po co ona wgl wtrąca się w Fedemile. Ja rozumiem mogła się zakochać, ale bez przesady, nie można zmusić nikogo do uczucia...
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to świetny rozdział :)
Usuń