„Bardzo pragnęła by przerodziło się to w coś więcej niż zwyczajne zauroczenie. Chciała zaprzyjaźnić się z nim najmocniej jak się da i dzielić się z nim wszystkimi swoimi lękami. Patrzeć na niego i czuć ciepło w sercu. Chciała nie bać się, że zniknie razem z letnią porą. Jej marzeniem było to, żeby ich słowa “mamy wieczność” przerodziły się w rzeczywistość i dotyczyły ich śmiertelnej wieczności. I w głębi duszy wierzyła w to mocno i naprawdę uważała za możliwe.”
Wrócił do domu nad ranem, kiedy na imprezie pozostał praktycznie on sam. Nie potrafił stwierdzić czy była udana, ale wydawało mu się, że tak. Przynajmniej dla niego.
Leon i Francesca rozstali się w dość dziwnej atmosferze. Nie potrafił ocenić czy są razem czy nie. Ludmila widząc swojego chłopaka całkiem pijanego mocno się zdenerwowała, ale nie ma się jej co dziwić. Wyszła z klubu wściekła, a Federico nie podążył za nią nawet gdyby chciał to nie dałby rady. Wypił stanowczo za wiele przez co ledwo słaniał się na nogach.
Maxi i Cami w końcu w ogóle nie pojawili się na imprezie i nikt nie wiedział co się z nimi dzieje. Naty znudzona i zawiedziona opuściła klub jako pierwsza.
Brakowało jeszcze Violetty. To nie tak, że się nie pojawiła. Był pewien, że tam była, w końcu musiała mu dać jakoś prezent. Wierzył, że tajemnicza gitara jest od niej, choć nie było żadnego podpisu, nic co wskazywałoby na to, że to ona jest dawczynią. Po prostu to czuł. Ktoś przyznał, że go kocha, a on wierzył, że to ona. Tylko na jej miłości mu zależało i tylko dlatego, że on sam nieodwracalnie ją pokochał, choć wiedział, że nie powinien.